sobota, 6 kwietnia 2013

Siedemnasty rozdział


Runie świat
Tak śmiesznie mało wart.


- Paulinko, czemu uciekacie? – zapytała czarna flądra. Już ja ci dam Paulinko, ty mała, wredna kreaturo. No podejdź bliżej, przekonasz się kto ma silniejszy prawy prosty. No, chodź, chodź. Na co czekasz? Cykasz się? Jasne, że się  boisz. Jesteś taką zołzą, że mam ochotę przemalować ci tą piękną buźkę. Och, nie biegnij tak szybko, co jeszcze ci się tapeta rozklei od potu. Ugh, jak ja cię nienawidzę. Nie widzisz tego w moich oczach. Czemu jeszcze nie padłaś jak długa? Czyżby mój zabójczy wzrok przestał działać? Będą musiała go najwyraźniej poćwiczyć przed lustrem. Wtedy już nie będziesz zadzierać z Paulinką, ty żmijo, ty... niesamowity monolog rozwijałby się dalej w głowie Pauliny, gdyby nie głos Jochena, który ją trochę, tak odrobinę, ociupinkę rozproszył.
- Czemu już uciekamy? Wolimy płodzić dzieci, siać groch w Himalajach, wolimy robić cokolwiek, niż siedzieć z tobą, kochanie. – och, ten jego uroczy uśmiech, wcale nie pasujący do słów.
- Nie do ciebie mówiłam, marna siatkarzyno. Zbyszek jest od ciebie lepszy, rozumiesz? Nigdy z nim nie wygrasz! Ach... jak sobie przypomnę te wszystkie noce razem, to aż mi nogi miękną. W tym pewnie też jest lepszy od ciebie! Pff.... nikt nie może być lepszy od mojego misia. – mówiła z rozmarzeniem na twarzy. Boże, daj mi wiadro, bo się porzygam. Za dużo słodyczy, chyba muszę przejść na dietę. Stanowczo za dużo mówisz do siebie w myślach, Paulino, stanowczo za dużo.
- To chyba musiał być pijany, skoro cię wybrał. – odparował się Schops, marszcząc przy tym brwi. Nagle wszystko to co powiedziała Brygida do ciebie dotarło. Jakie upojne nocy? Co? Jak? Gdzie? Kiedy? Przecież... on i Daria.... a Brygida...? stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień, stanowczo za dużo.
- Akurat nie był pijany. – warknęła czarnowłosa. W jej głosie było słychać, że już sobie sama coś popiła, a teraz stawiała ciężkie kroki, chwieją się co chwila.
- Nie obchodzi mnie, czy był pijany, czy nie, ale czy najwyraźniej schował do kieszeni, albo po prostu jest ślepy. – ach, te kłótnie. Nic tylko zrobić sobie popcorn, jeść go, oglądać i słuchać. A ta ich mimika twarzy. Niemiec spokojny i najwyraźniej zrelaksowany, a czarnowłosa aż kipiała ze złości. Wsiadłaś do samochodu, a on poszedł za Twoim przykładem. Odpalił samochód i pojechaliście do domu.
- Jochen przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło... – zaczęłaś się tłumaczyć. Czułaś się niezręcznie, w końcu wyciągnęłaś go na to spotkanie niewiadomo po co, przecież mogłaś odmówić, nic wielkiego by się nie stało, a tak to musiał słuchać, jakiegoś pisku nieznośnej dziewczyny. Och, jak ty jej nienawidziłaś, na samą myśl o niej, cała się gotowałaś. Kiedy o niej myślałaś samoistnie pojawiała się niechęć i wszystkie inne uczucie, która miłe raczej nie były. Są osoby, które nawet jeżeli próbujemy, to nie jesteśmy w stanie ich polubić. Taka właśnie była Brigida dla ciebie. Samo to imię... Brygida, Brygida, Brygida.... jakby ktoś kaszlał, albo wymiotował. Może, gdybyś poznała inną osobę o tym samym imieniu, a innym zachowaniu, to zmieniłabyś zdanie, ale w tym momencie...
- Nic się nie stało. Dawno się tak nie ubawiłem. Fajnie było się z kimś posprzeczać. Minęło trochę czasu, żebym mógł to robić...
- Naprawdę, nic się nie stało, czy mówisz to tylko po to, żeby nie poczuła się źle? Bo wiesz, ja nienawidzę łaski...
- No jasne, że nie robię ci łaski. Nie mam po co kłamać w tym momencie. A swoją drogą głupia larwa. – larwa, wiedźma, gąsienica, gacek, węgorz, ośmiornica, wieloryb. Ale ostatecznie chyba waleń, lub ewentualnie kaszalot. Nad tymi ostatnimi trzeba się dłużej zastanowić.
- Ach... co zrobisz, buta nie zjesz. – byłaś opanowana. Nikt nie pomyślałby nawet, że takie myśli przechodzą ci przez głowę. – Ale zadziwia mnie jeden fakt. Myślisz, że ona naprawdę spała z Zbyszkiem? Przecież on chodzi z moją przyjaciółką... albo chodził. To znaczy... Pogubiłam się! - krzyknęłaś zdenerwowana. Nie wiedziałaś co o tym wszystkim myśleć. To był jeden wielki labirynt, a ty nie potrafiłaś znaleźć wyjścia. Jedno było pewne. Nie powiesz nic Darii o tej całej Brygidzie. Nie chciałaś jej jeszcze bardziej dołować, zwłaszcza teraz kiedy miała trudny okres w życiu. Będziesz musiała wysłać jej maila i spytać się co tam u niej. Ogólnie przez te wszystkie miesiące zaniedbałaś relacje z rodziną. Gdy tak to tym myślałaś, nagle rozdzwoniła się twoja komórka. - Tak, słucham? - odebrałaś, nie patrząc kto dzwoni.
- Cześć, kochanie! – usłyszałaś radosny głos swojej rodzicielki.
- Mamo? Stało się coś? Coś z tatą, prawda? Mówiłam mu, żeby rzucił to palenie, bo w końcu...
- Nie, nie. Nic się nie stało z twoim ojcem, broń Boże. Ma on się dobrze i miejmy nadzieje, że będzie tak dalej. Też mu ciągle mówię, żeby to rzucił, ale on nikogo nie słucha, powtarza tylko: „W Końcu muszę na coś umrzeć.” I się jeszcze przy tym tak głupio szczerzy, że mam ochotę go tak przez głowę szczelić, żeby przestał gada takie głupoty. Ale o czym to ja... A no tak! Bo widzisz jest taka sprawa, że mamy teraz w domu remanent. Czy moglibyśmy na ten czas zamieszkać u ciebie? – spytała się.
- Oczywiście, że tak! – odpowiedziałaś bez zastanowienia.
- To dobrze. Przyjedziemy do twojego pięknego miasteczka jutro rano, dobrze? Byłoby miło, jakbyś odebrała nas z dworca. Na samochód też męża nie mogę namówić. Uparty jest jak osioł, mówię ci. – usłyszałaś jak twój tata krzyczy w tle głośne „Hej!” – No, już, już nie gniewaj się. – powiedziała do niego mama -  Muszę kończyć, pa słoneczko. Buziaki! – usłyszałaś jak się rozłącza.
- Pa. – odezwałaś się, niewiadomo po co. – Moi rodzicie jutro przyjadą. – powiedziałaś do Jochena.
- Po co? – ten się trochę zdziwił i zdenerwował.
- Wiesz, w końcu wypadałoby, żeby poznali mojego przyszłego męża. – uśmiechnęłaś się chytrze, jednak on nie był w stanie tego zobaczyć. Twoja twarz była obrócona w stronę okna.
- Co ty powiedziałaś? - zapytał Jochen marszcząc śmiesznie brwi.
- Ja? Nic przecież nie mówiłam. - odpowiedziałaś szczerząc się jak głupi do sera.
- Okej, okej. Pamiętasz może naszą pierwszą rozmowę?
- Jasne, że tak. Zachowałeś się jak burak! - powiedziałaś wysiadając z samochodu, Jochen poszedł twoim śladem. Weszliście do domu.
Wszedłeś do domu zaraz za nią i przycisnąłeś ją do żółtej ściany.
- Więc powiedziałaś, że jestem burakiem?
- Tak! Bo byłeś! - odpowiedziała dziewczyna ze strachem w oczach, że zrobisz jej krzywdę.
-To smutne. - powiedziałeś i puściłeś dziewczynę. Nie miała do Ciebie zaufania. Jak mogła pomyśleć, że chcesz zrobić jej krzywdę? - Muszę wyjechać, wiesz o tym? - zapytałeś siadając na kanapie.
- Wiem.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że... - zacząłeś ale nie dokończyłeś, ponieważ dziewczyna Ci przerwała.
-Nie mów nic. To nie jest czas na poważne rozmowy. - powiedziała czarnowłosa.
- Jak nie teraz, to kiedy? - zapytałeś nieco poirytowany. Tak do końca nie wiadomo było o co tutaj chodzi. Chciałeś być pewien na czym stoisz, a na dobrą sprawę wiedziałeś jeszcze mniej niż przed przyjazdem.
- No dobrze. Jochen, znamy się za krótko, żeby to mogła być miłość. Poza tym... Ja nie umiem, przepraszam. - powiedziała dziewczyna i wyszła z pokoju. Zostałeś sam i miałeś ochotę się rozpłakać. Poszedłeś do Twojego tymczasowego pokoju, spakowałeś walizki i napisałeś list do Pauliny. Wyszedłeś z domu, kiedy twoja miłość już spała. Zostawiłeś list na stole. Nie chciałeś się narzucać, bo nie można fundować komuś miłości, jeżeli jej nie chce. Nie można zmuszać do miłości, dlatego lepiej się wycofać? Jesteś skończonym tchórzem, Schops.



Obudziłaś się rano nie zdając sobie sprawy z tego, że w pokoju obok została tylko pustka. Obudziłaś się w wyśmienitym humorze. Niechętnie ściągnęłaś z siebie kołdrę w Smerfy i zeszłaś po schodach na dół. Na stole leżała koperta. Spoważniałaś, cholera, znowu coś poważnego!
- Nienawidzę poważnych rozmów, rozumiesz! Nienawidzę! - krzyknęłaś sama do siebie otwierając białą jak ściany szpitalnego korytarza , w którym teraz była Daria kopertę.

Paulina.
Nie wiem co mogę Ci napisać. Wyjechałem, jestem tchórzem. Kocham Cię nad życie. Wiem, że mi nie ufasz, i nie chcesz mnie tutaj. Dlatego muszę odejść. Jakbyś kiedyś chciała się odezwać to masz mój numer. Trzymaj się ciepło. Wszystkiego najwspanialszego,

Zawsze Twój,
Jochen.
By to drzwi ścisły. Podobno zgrywanie niedostępnej miało dawać odwrotny efekt! Paulina, jesteś idiotką.




Leżałaś w sali, było chyba koło północy powinnaś była spać, a nie myśleć. Ale co miałaś zrobić? Myśli same pchały się do głowy. No bo, co miałabyś zrobić, gdyby na przykład Zbyszek się odezwał? Dać mu szansę? Czy nie? Minął już ponad tydzień, nie. Nie dasz mu szansy. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Nigdy. Za nic, lecz z drugiej strony? Przecież każdy zasługuje na drugą szansę, ale przecież to był dowód tego, że nic do Ciebie nie czuł, że byłaś zabawką. W Twojej głowie toczyła się bitwa, tak jakby Adamek walczył z Kliczką, miłość jednak wygrywała. Twoje głupie rozmyślania, no bo jak gdybanie może być mądre? przerwał telefon.
Spakowałem Twoje rzeczy i odwiozłem do Pauliny. Dobranoc.
Rozpłakałaś się. Nic więcej Ci nie pozostało. A ta wiadomość znaczyła tylko jedno : Koniec.
Twoje myśli jeszcze bardziej się kotłowały. Miałaś ochotę rzucić to wszystko w cholerę, i nawet umrzeć, jeśli będzie trzeba. No bo po co żyć, skoro, no cóż, ma się u boki takiego kogoś... a właściwie się go nie ma?
Trzeba żyć! Chrzanić to! Przecież jak byłaś nastolatką zawsze mówiłaś, że zostaniesz starą panną z dwoma kotami. Uśmiechnęłaś się na samą myśl o tych wspomnieniach.

- Mamo! Faceci to świnie!
- Nie mów tak, Słoneczko! - zachichotała mama.
-Zostanę starą panną z dwoma kotami! - powiedziałaś naburmuszona.
- Powodzenia. - powiedziała Twoja mama i znikła w kuchni.


Z uśmiechem na ustach zasnęłaś. Obudziłaś się rano, a raczej obudził Cię głos lekarza.
- Pani Dario! Mamy dla pani dwie wiadomości jedną dobrą, drugą złą. - powiedział wesoło lekarz. Popatrzyłaś na niego zdziwiona. Tysiące dziwnych myśli przelatywało Ci przez głowę. Przecież to był rak, tu nie mogło być wesołych wiadomości. Przejęłaś się tym nie na żarty.
-Pierwsza jest taka, że nie ma pani raka. A druga jest taka, że nie dba pani o siebie i przestała pani brać leki na anemię, prawda?
-Jezu, tak się cieszę!- powiedziałaś wesoło. - No tak... Ale od dawna już nie czułam objawów. Boże, jak się cieszę, że to tylko anemia.
- Tylko, albo aż. Wie pani, co się dzieje w krytycznych przypadkach? To nawet gorzej niż usunięcie piersi. Ma pani zacząć dbać o siebie i brać leki, rozumiemy się? - zapytał lekarz spod okularów.
- Tak jest panie kapitanie! - powiedziałaś wesoło.
- Pani siostra z pani chłopakiem pojechali na chwilę do domu, już im wszystko powiedziałem, wracacie dzisiaj do Polski. Przynajmniej z tego co się dowiedziałem. Miłego dnia. - powiedział lekarz i zniknął.
Czyli dobrze się stało. To wszystko uświadomiło Ci, jakim człowiekiem był Zbyszek, i że nie warto było się zadręczać, ale jednak czułaś w powietrzu jakąś niepewność. Przestałaś się tym przejmować i zaczęłaś pakować swoje rzeczy do walizki. Jednak Michał z Ireną musieli to zrobić, kiedy spałaś, bo wszystko było już gotowe.
- Kochani są - pomyślałaś.
Nagle Michał wszedł do Twojej sali z bukietem jakichś kwiatów. Nie wiedziałaś nawet co to za gatunek, ale wiedziałaś, że są ładne. Bo były.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wszystko jest w porządku. - powiedziałeś patrząc jej w oczy. Z każdym dniem kochałeś ją co raz bardziej, z każdym dniem stawała się coraz większą częścią Twojego życia. I to było złe, bo przecież Cię nie kochała.
- Ja też, Michał, ja też! - powiedziała, prawie wykrzyknęła.



- A jak się czujesz? – zapytałeś zatroskany, bo mimo iż to nie był rak, dalej się o nią martwiłeś. Dałeś jej kwiaty, a ona je powąchała.
- Dziękuję – wyszeptała, delikatnie wodząc palcami po płatkach kwiatów. Każdy z nich był idealny. – A czuję się wyśmienicie. Możemy już iść. – dodała. Była już gotowa i trzymała swoją torbę w ręce.
- Daj. – powiedziałeś, wciągając dłoń po jej bagaż. Ta bez sprzeciwu ci go dała. – Na pewno wszystko dobrze? – chciałeś się upewnić.
- Tak. Wiesz, co? Czuję, że teraz będzie lepiej, że coś się zmieniło diametralnie w moim życiu. Nie chcę tego zmarnować, dlatego od tej pory nie będę się przejmować Zbyszkiem. Bo nie ma czym, prawda? Tak naprawdę, pewnie nic do mnie nie czuł. Udawał, a jak go najbardziej potrzebowałam, to uciekł jak tchórz. Tak się nie powinni zachowywać mężczyźni. – wyznała ci się. Byłeś trochę zdziwiony tym, co usłyszałeś.
- Wiesz myślę, że on na pewno coś do ciebie czuł, tylko nie było to na tyle silny, żeby przetrwało taki cios. Pomylił miłość z zauroczeniem. Każdemu się zdarza. – pocieszyłeś ją. Spojrzała na ciebie i się uśmiechnęła.
- Ale ty zostałeś... i za to ci dziękuję. 

5 komentarzy:

  1. Świetna notka! Biedny Jochen :( Ach, jak to dobrze, że wszystko w porządku z Darią! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, poprostu czułam, że Daria będzie zdrowa ;) Ah.. jak mi ulżyło ;) A Zbyszek.. gr.. co za idiota.. No ale jest Michał, który jest wspaniały wobec Darii ;) A Brygida.. gr.. szkoda słów.. Mój komentarz jest bez ładu i składu ale tak strasznie się ciesze, że Daria nie ma raka ;) Pozdrawiam ;* /G.

    OdpowiedzUsuń
  3. Paulinko, ach, miłość na samym początku! :p No i z Daria wszystko okej, a Michał naprawdę zaimponował. Zibi jak Zibi, prostak ^^ Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://time-forlove.blogspot.com/
    Serdecznie zapraszam wszystkich na mój nowy projekt.

    OdpowiedzUsuń