„Przed
przeznaczeniem miła nie warto się chronić
zawsze
Cię znajdzie, zawsze Cię w końcu dogoni.”
-
Daria! - krzyknęła twoja siostra przytulając się do ciebie. Nie
widziałyście się długo. Tęskniłaś za nią, zawsze byłyście sobie bliskie.
Szkoda, że, żeby się zobaczyć, musiało się to stać. Sprzeczność losu jest
zadziwiająca.
-Cześć kochana. - powiedziałaś. - Irena, to Michał, mój
kolega, Michał, to Irena, moja siostra. – przedstawiłaś ich sobie, a oni podali
sobie ręce.
-To co, jedziemy do szpitala od razu? – zapytała twoja siostra z
lekką obawą w oczach, które były skryte za okularami w lekkich brązowych
oprawkach. Pasowały do jej gęstych włosów teraz spiętych w koński ogon oraz
dużych oczu z obramówką długich rzęs. Wyglądałyście prawie jak siostry
bliźniaczki, tylko że jej twarzy i figura zawsze były bardziej dojrzałe. Ty
raczej posturą bardziej przypominałaś nastolatkę, niżeli dwudziesto
parolatkę. Była od ciebie starsza o pięć
lat, ale nie za bardzo to widać. Ubrała się w ciepły żółty płacz i czarny gruby
szalik. Ciemne jeansowe spodnie i długie kozaczki podkreślały jej nogi. Pokiwałaś
twierdząco głową. Mina ci nieco zrzedła na myśl o szpitalu. Nigdy ich nie
lubiłaś. Zresztą nie będziesz się teraz cieszyć. Nie było z czego. Wolałaś
pozostać opanowana, co nie zawsze ci się udawało. Wsiedliście do czarnej Skody
i pojechaliście dość zatłoczoną drogą.
- Powiedz mi, żabo, jak to się stało, co, gdzie i dlaczego, hę?
-zapytała twoja siostra.
- Michał Ci opowie, ja nie chcę o tym mówić. – szepnęłaś cicho,
ale tak, żeby usłyszeli. - Misiek, opowiedz. – dokończyłaś odrobinę głośniej i
pewniej/
- Daria była na spacerze ze swoim chłopakiem, Zbyszkiem...– zaczął.
- Byłym chłopakiem! - krzyknęła zirytowana Daria. Ile razy miałaś
im powtarzać, że zerwaliście. Znaczy nic takiego nie było powiedziane, ale to
chyba było oczywiste, prawda? Och, no, przynajmniej dla ciebie wszystko było
powiedziane, nikt nawet nie musiał używać słów.
- Daria była na spacerze ze swoim byłym chłopakiem, Zbyszkiem. I nagle zasłabła, a potem wzięli ją do
szpitala, zrobili badania no i wyszło. – opowiedział w skrócie Michał. Nie było
co się rozgadywać na ten temat.
I przypomniałaś sobie o NIM. Nie potrafiłaś nawet pomyśleć jego
imienia. Teraz sprawiało ci to wielki ból, a przecież było wam razem tak
świetnie, mogło być jeszcze lepiej,
gdyby nie ta cholerna choroba! Nienawidziłaś siebie za to, uważałaś, że to
wszystko twoja wina. Bo jakby nie patrzeć twoja pierś, twój rak, ale on
powinien... zachował się jak szczeniak! Po dłuższej wewnętrznej rozmowie,
doszłaś do wniosku, że nie była to tak do końca twoja wina! On powinien
zrozumieć, że to przecież zdarza się każdemu, przecież to nie było twoje
widzimisie. Ale oczywiście pan zawsze-idealny-i-oczywiście-nic-nie-było-jego-winą
musiał uciec, jak jakiś... jakiś no...
aż zabrakło ci epitetów, tak się zdenerwowałaś !Przerwałaś swoje
rozmyślenia, żeby się nie wpaść w otchłań rozpaczy. Policzyłaś spokojnie do
dziesięciu, żeby się uspokoić i zachować kamienną twarz. Nie będziesz
pokazywać, że wspominanie o nim aż tak cię boli. Co to, to nie!
Dojechaliście. Wzięłaś
wyniki i poszłaś z Ireną do lekarza, a Michał czekał na korytarzu.
- Dzień dobry Irena, co Cię tu sprowadza? - zapytał doktor Muller. Wyglądał jak każdy
normalny doktor, jeżeli doktorzy się normalni. Biały kilt, stetoskop, siwizna
na głowie i brodzie, już trochę zmęczone stare niebieskie oczy oraz czyste i
wypielęgnowane dłonie. Lekarz, jak lekarz. Szału nie ma, dupy nie urywa.
-Dzień dobry panie doktorze. Przyszłam z moją siostrą, Darią. Robiła
w Polsce badania i wyszło, że ma raka piersi, powiedzieli jej, że będzie
potrzebna operacja. - powiedziała twoja siostra. Nie odzywałaś się. Miałaś gulę
w gardle.
-Cóż. Ja nie chcę widzieć tych wyników nawet, bo w Polsce jak w
Polsce.- dokładnie! - Musimy wszystkie
badania zrobić od nowa. Zgadza się pani? - zapytał lekarz spoglądając na ciebie
spod okularów.
- Oczywiście. – odpowiedziałaś, kiedy głośno przełknęłaś ślinę.
Nienawidzisz szpitali. Ta atmosfera tutaj wcale nie sprawia, że chce się tutaj
wracać. Wszystko białe, jakby nie było innych kolorów na świecie. To jeszcze
bardziej dołowało ludzie, ale, gdzie tam, po co pomalować na zielono, czy tam
niebiesko, boże, mógłby być nawet pomarańczy, byleby tylko nie biały!
-W takim razie niech pani zostanie w szpitalu. Irena załatw
wszystko i zleć wszystkie badania, które były robione w Polsce do
powtórki.
- Dobrze, dziękujemy doktorze. Do widzenia. - powiedziała twoja
siostra.
- Do widzenia. - odpowiedział lekarz.
Wyszłyście z sali. W twojej głowie był mętlik. Jeszcze raz
badania. To wszystko, łącznie z strachem przed wynikami. Mogło się okazać, że jest jeszcze gorzej.
-I jak? – zapytałeś, gdy dziewczyny tylko wyszły z sali. Cały czas byłeś zdenerwowany. Chodziłeś od ściany do ściany, a pacjęci, którzy czekali w poczekalni patrzyli na ciebie jak na jakieś ufo. Jakby nigdy człowieka w szpitalu nie widzieli. Byłeś przy przeciwległej ścianie, kiedy z gabinetu doktora wyszły dziewczyny.
-Wszystkie badania trzeba powtórzyć. -powiedziała Irena.
- Muszę tu zostać na te badania. Ircia wszystko załatwi, a wy
jedźcie do domu, bo i tak was przy badaniach nie będzie, nie pomożecie mi nic,
a Michał jesteś zmęczony na pewno po podróży. - powiedziała.
Chciałeś zaprotestować, ale poparła ją jej siostra, dwa na jednego
to banda łysego.
Lekarze szybko zabrali Darię na badania. Razem z Ireną
pojechaliśmy do jej mieszkania.
-Chcesz coś do picia? - zapytała Irena.
- Chcę. - powiedziałem, a ona nalała ci soku i położyła
szklankę przed tobą. Patrzyłeś się w tą szklankę jak idiota. I zacząłeś sobie
myśleć, o Darii jak o swojej, chociaż nigdy twoja nie była.
- Kochasz ją? - zapytała.
- Słucham?
-Pytam, czy ją kochasz. - powiedziała uśmiechając się.
- A skąd Ci to przyszło do głowy?
- Jej chłopak nie przyjechał z nią tutaj, tylko kolega, wątpię,
żeby koledze chciało się jechać aż do Berlina za zwykłą koleżanką. Rozumiem,
więzi i tak dalej i zawsze są jakieś wyjątki od zasady, ale wiesz... No, a po
drugie widzę jak na nią patrzysz. - powiedziała.
-Hm.. no tak. - powiedziałeś uśmiechając się do szklanki.
-To czemu nie jesteście razem? - zapytała siadając na przeciwko
ciebie.
- Cóż. Daria chodzi z moim przyjacielem, a on się przestał do niej
odzywać, kiedy się dowiedział, że to rak piersi. On taki jest. Ważny jest dla
niego wygląd, a nie serce. - powiedziałeś.
-Będę trzymać kciuki. - powiedziała. - No, zbierajmy się może do
Darii, myślę, że już będą kończyć badania.
- Jedźmy. - powiedziałeś.
Weszliście do samochodu i już po kilku minutach przemierzaliście
szpital. Śmierdziało dentystą. Śmierć dentystom! (bleee). Poszedłeś do Darii, a
jej siostra poszła zapytać o wyniki. \
„Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli”
- To jak? Będziesz mogła przyjechać dzisiaj, czy nie za bardzo?
- Wiesz, bo jest taka sprawa, że teraz mam niezapowiedzianego
gościa...
- To nic! Im więcej ludzi, tym lepiej. Przyjedź z nim! – przerwała
ci. Zgodziłaś się po chwili namysłu i się pożegnałyście.
- Heh, będziesz musiał dzisiaj gdzieś ze mną pojechać. –
stwierdziłaś głosem, który nie znosił sprzeciwu. Jochen uśmiechnął się i
przytaknął.
Dojechaliście na miejsce. Była to wielka sala zarezerwowana, tak
naprawdę, niewiadomo przez kogo. Cała pomalowana na żółto, przypominała szkolę,
ewentualnie bazę strażacką. Nie pytajcie, co obydwie placówki publiczne mają do
siebie. Nie znam odpowiedzi.
Byłaś ubrana w swoje ulubione legginsy w kwiatki oraz białą szeroką
bluzkę, przepasaną brązowym, cienkim pasem, który pasował do twoich butków. Czułaś
się trochę niepewnie. Nigdy nie przepadałaś za swoją dawną klasą. Nie łączyło
cię tak naprawdę z nimi nic, oprócz tych wspólnych chwil spędzonych w ławce i
na korytarzu, więc nie byłaś do nich zbytnio przyzwyczajona, nie licząc paru
tam osób, z którymi ciągle się trzymałaś. Powoli ruszyłaś w stronę budynku
wiedząc, że Jochen pójdzie za tobą. Stukot twoich obcasów odbijał się echem
przez chwilę po korytarzu. Usłyszałaś śmiechy i chichy, więc poszłaś w tamtą
stronę. Weszłaś to odpowiedniej sali, na początku rozglądając się po
pomieszczeniu. Jakieś jedzenie na szwedzkim stole, głośniki, żeby było dobrze
słychać muzykę oraz mnóstwo balonów. Jak na szkolnej imprezie, a nie zintegrowaniu
klasowym. Zaraz podbiegły do ciebie jakieś dziewczyny i zaczęły ci mówić, jak
bardzo się zmieniłaś. Odpowiadałaś uśmiechem i potaknięciem głowy.
- Widzisz, mówiłam ci, że ten aparat stomatologiczny dobrze ci
zrobi na zęby. – spojrzałaś na nią wzrokiem, który byłby w stanie zabić twoją
dawną przyjaciółkę. Ta się roześmiała, a ty usłyszałaś przy uchu:
- Nosiłaś aparat na zęby? To takie słodkie... – szepnął Jochen.
Wystraszona spojrzałaś na niego.
- Dlaczego ty zawsze słyszy to co nie powinieneś? – syknęłaś do
niego. – A tak w ogóle to jest Jochen, a to jest Asia, Maria, Kinga oraz
Natalia. – przedstawiłaś ich sobie. Wszystkie dziewczyny spojrzały na niego
zaciekawione.
- To jest TEN Jochen? – usłyszałaś zdziwione pytanie któreś z
nich.
- Tak, tak... ten sam cudowny, boski i przystojny siatkarz. –
stwierdziłaś i wywróciłaś oczami. To, że do ciebie przyjechał nie oznaczało, że
tak szybko mu przebaczyłaś. To co ci zrobił strasznie bolało... nie wiedziałaś
kiedy mu do końca wybaczysz. W końcu zaufanie do drugiej osoby trudno jest
odbudować. – Nie zachwycajcie się nim za bardzo, bo mu samoocena do góry
jeszcze bardziej pójdzie. – dodałaś, uśmiechając się trochę złośliwie. Nic na
to nie mogłaś poradzić. Już taka byłaś. Nagle zobaczyłaś w tłumie roześmianą
czarnowłosą dziewczynę. Miała wokół siebie tłumek osób i zachwycona coś
opowiadała. Co jakiś czas poprawiała swoją grzywkę ręką. „Nic się nie zmieniła....” Pomyślałaś i wykrzywiłaś usta w
grymasie. Twoje koleżanki i Jochen spojrzały w tą samą stronę co ty, a ust
dziewczyn dało się słyszeć ciche syknięcie.
- Paula pamiętaj, że nie możesz się dać sprowokować, jasne? Z tego
co widzę Brigida się wcale nie zmieniła. – powiedziała do ciebie Aśka. Jeszcze
raz spojrzałaś na czarnowłosą, a kiedy wasze spojrzenia się skrzyżowały, prychnęłaś
niczym mała wkurzona kotka i odwróciłaś wyniośle głowę. Niech sobie ta mała,
wredna, żmijowata larwa...
- Cześć wam! Dawno się nie widzieliśmy. – usłyszałaś jej głos. NIEEEE! W środku wielka burza, na
zewnątrz perfekcyjne opanowanie.
- Taaaa... jakoś nie było ku temu okazji, nie uważasz? – zapytała
się Natalia. Jak zawsze się uśmiechała i nie dała po sobie poznać, że obecność
Brygidy jej nie pasuje. Jej zachowanie się wcale nie zmieniło. Poglądy o tym,
że kobieta musi być zrównoważona i nie może pokazywać negatywnych uczuć najwyraźniej
dalej kierowały jej życiem.
- No tak, przecież każda z nas jest taka zabiegana. –
odpowiedziała jej przybyła i oceniła wzrokiem ciebie. Nie dałaś po sobie
poznać, że twoim ciałem wstrząsnął dreszcz obrzydzenia. Zawsze tak reagowałaś,
nawet nie widziałaś czemu. Tamta dziewczyna
była ładna. Czarne, lekko falowane i długie włosy, duże zielone oczy,
lekko zadarty nosek, pełne usta i głowa w kształcie serca. Można było nawet
powiedzieć, że ma symetryczną twarz, gdyby nie piegi, które jeszcze bardziej
dodawały jej uroku. Niewysoka, raczej niska o szczupłej budowie ciała. Zawsze
umiała się ładnie ubrać, a z dodatkami nie miała nigdy problemu. Może właśnie
to, że była taka perfekcyjna cię odstraszało? W końcu nie ma ludzi idealnych. Kiedy
jednak poznało się ją bliżej, było wiadomo, że jej maniery są sztuczne i
wyuczone na pamięć. Dziewczyna z dobrego domu, z dobrym wychowaniem wchodziła
do jaskini, kiedy nagle ktoś ją bardzo zdenerwował. Była wtedy okropna, a jej
idealną twarz wykrzywiał grymas furii. Okropny widok. Uwierzcie, nie chcecie
widzieć, jak piękna osoba zmienia się w bestie. Z tego co pamiętałaś na
początku się przyjaźniłyście, jednak później coś się zepsuło i od tamtej pory
jesteście rywalkami. Kiedy spojrzałaś w jej oczy, byłaś pewna, że topór wojenny
nie został zakopany.
- Przyszłaś z osobą towarzyszącą? – zapytała ciebie, a ty tylko
pokiwałaś głową. Dziewczyna spojrzała na Jochena. – A, czy to nie ten siatkarz?
Jak mu tam było... Jachen Shwob? – dodała, kiedy chwilę udawała, że myśli.
- Jochen Schops. – poprawiłaś ją. A dla ciebie pan Schops. Dodałaś w myślach.
- No, tak... Widziałam go parę razy na boisku, ale jak dla mnie najlepszy
jest Zbigniew Bartman. Nikt nie potrafi grać tak jak on, on jest taki wyjątkowy.
Kiedy tak na niego patrzę na meczu to czuję, że się rozpływam. To coś, co masz
za sobą, jest nic nie warte. Nie ma takiego talentu jak Zbyszek. Żeby grać tak
jak Bartman trzeba mieć w środku, w serduszku,
a u twojego faceta takiego czegoś nie widać. – usłyszałaś groźne mruknięcie za
sobą. Spojrzałaś w tamtą stronę i zobaczyłaś jak Jochen wychodzi z sali.
- Jesteś małą, wredną wiedźmą. Nigdy jeszcze nie widziałam tak
niewychowanej osoby jak ty. – odezwałaś się do niej. Coś w tobie wybuchło i nikt,
nawet wystraszone oczy dziewczyn, nie był w stanie powstrzymać potoku słów z
twoich ust. - Wstyd mi za ciebie. Nie mogę uwierzyć, że chodziłyśmy do jednej
klasy. Jesteś insektem, a insekty się depcze. Kiedyś znajdziesz osobę, która
sprawi, że będziesz cierpieć jeszcze bardziej niż ci, których sama
skrzywdziłaś. Zobaczysz. – skinęłaś koleżanką na dowidzenia. Zobaczyłaś jeszcze
zaskoczone oczy Brigidy, kiedy prawie wybiegałaś z pomieszczenia. Wreszcie
powiedziałaś, co o niej myślisz. Poczułaś, że twoje serce zrobiło się lekkie.
Dziwne, zwłaszcza, że powiedziałaś coś, czego będziesz potem żałować.
- Jochen! – zawołałaś, kiedy zobaczyłaś go w korytarzu. Zatrzymał się,
kiedy zobaczył, że to ty go wołasz. Dogoniłaś go. – Chodź, jedziemy do domu.-----------------------------------------------------
I kolejy rodział za nami :)
mam nadzieje, że niczego nie przeoczyłam w sprawdzianiu, a jeżeli tak, to napiszcie, poprawię :D
Akcja brnie do przodu i za niedługo powinno się wszystko wyjaśnić.
nie piszemy, że będzie to w następnym rodziale, ale w najbliższych.
Pozdrawiamy
K i E
`niebieskamalina
Rozdział bardzo fajny, tylko trochę krótki ;)
OdpowiedzUsuńSiostrzyczki ;)) Tez nie lubie szpitali, wrr..
OdpowiedzUsuń