poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Osiemnasty rozdział


She's my love,
She'll never be loved by anyone anymore.
 


Wyszliście ze szpitala. Byłaś szczęśliwa, że to wszystko się potoczyło. Najbardziej cieszył cię fakt, że nie byłaś w ciąży. Nie to, że nie lubiłaś dzieci, po prostu czułaś, że nie byłaś gotowa psychicznie na swoje potomstwo w tym momencie. Sprawa z Zbyszkiem się rozwiązała i byłaś pewna, że już nic z twego nie będzie. Nie po tym co się stało i po tym jak cie potraktował. Pff... nawet nie przeprosił. I mimo to nie czułaś się samotna. Był przy tobie Michał i to było najważniejsze.  Nie opuścił cię, mimo iż prawie się nie znaliście. Czułaś, że mogłaś na niego liczyć i to było co najmniej miłe.
- Myślisz, że możemy zostać tutaj dłużej i pozwiedzać miasto? – przerwałaś ciszę, która panowała miedzi wami odkąd wyruszyliście ze szpitala. Poprosiłaś go wtedy, żebyście przeszli się do domu Iwony. Spacer był tym, co potrzebowałaś po ciągłym leżeniu na szpitalnym łóżku. Wręcz czułaś, jak przesiąkłaś zapachem tego miejsca, a to nie było miłe uczucie.
- Jeżeli twoja siostra się zgodzi, to nie mam nic lepszego do roboty. Rzadko kiedy jestem w Berlinie, więc chętnie bym po nim spokojnie pochodził, a nie z myślą, że za chwilę będzie mecz. – odpowiedział ci, uśmiechając się szeroko. Czułaś się dobrze w jego towarzystwie.
- Uwierz, że mam dar przekonywania. – również uśmiechnęłaś się szeroko. Nie chciałaś na razie wracać do Polski, do swojego domu, który był tak niebezpiecznie blisko Zbyszka. To był wielki problem. Nie wiedziałaś jak zareagujesz na jego widok. Czy wybuchniesz i zaczniesz krzyczeć, może będziesz płakać, albo całkowicie go zignorujesz. Na pewno to będzie trudne wydarzenie w twoim życiu. Czułaś to w kościach, jednak postanowiłaś się tym nie przejmować. Teraz nie był to najważniejsze.
- Wierzę ci na słowo. – zaśmiał się głośno. Dalej szliście w milczeniu. Poranek mijał słonecznie i wesoło, bez zbędnych ubarwień.
            Doszliście do domku Ireny, z wielkimi uśmiechami na twarzy. Byliście otoczeni białym światłem, entuzjazm z was aż przechodził na osoby w waszym towarzystwie. Zjedliście na śniadanie pyszne kanapki, która zrobiła gospodyni domowa, bo wam nie pozwoliła się zbliżać do kuchni i innych rzeczy, które mogły poważnie zaszkodzić waszym życiu. Byliście tak szczęśliwi, że nie myśleliście trzeźwo.
- Irenko.. – odezwała się Daria, uśmiechając się do niej słodko. – Bo widzisz... jest taka sprawa... – mówiła, starając się zachować uległy i miły ton głosu.
- Mów szybko, a nie owijaj kota w bawełnę. – mruknęła do ciebie, zalewając kawę dla siebie i Michała, a brunetce herbatę.
- Jakiego kota w bawełnę? – zszokowany chłopak, o mało nie zakrztusił się kanapką, jednak Daria szybko uratowała go, klepiąc lekko w plecy.
- Och, no nieważne... po prostu powiedz to prosto z mostu. – Irena wywróciła oczami, odrobinkę zirytowana.
- No bo chodzi o to, że chcielibyśmy dłużej zostać w Berlinie. – zamrugałaś oczami i przyłożyłaś skulone dłonie do brody, jak piesek proszący o kawałek jedzenia z miski swojego pana. Najstarsza z dziewczyn przez chwilę udawała, że się zastanawia, ale w końcu się uśmiechnęła.
- Pewnie, że możecie zostać. Mi to nie przeszkadza, fajnie będzie mieć kogoś przez jakiś czas do towarzystwa, bo tak to przeważnie siedzę sama w domu i się nudzę. – oparła się biodrami o ladę i patrzyła na was zza swoich szkieł.
- Dobra, ale musisz mi jeszcze pożyczyć aparat. Chcę porobić zdjęcia, żeby mieć jakieś pamiątki. – siostra pokiwała głową, chwilę nad czymś intensywnie myśląc.
- Dalej jesteś taka sentymentalna? – zapytała się ciebie, uśmiechając się półgębkiem.
- Nic na to nie poradzę! Pamiątki zostają na zawsze, a ludzie nie. Fajnie jest czasami sobie coś powspominać, nie uważasz? Będę miała przynajmniej co opowiadać twoim dzieciom. – zaczęłaś się śmiać, jak oszalała. Nie brałaś po uwagę tego, że to ty będziesz miała kiedyś dzieci. Obydwoje spojrzeli na ciebie jak na wariatkę, ale w końcu i oni zaczęli się cicho chichotać, ale chyba nie z tego samego co ty. Ty po prostu uwolniłaś wszystkie emocje, jakie w tobie były od chwili tych złych wyników w Polsce. Takie odreagowanie. – Dobra Michał, zbieramy się. Ruszaj to swoje dupsko, bo tłuszczem zarośniesz.


Nie miałaś chwili wytchnienia. Najpierw Bartman przyjechał z rzeczami Darii, nawet nie wiedziałaś o co chodzi, ale wzięłaś je i zaniosłaś do swojego pokoju. Miałaś ochotę wypytać go o tą całą Brygidę, ale na dobrą sprawę, skoro przywiózł walizki widocznie nie był już z Darią. Znowu kontakt wam się urwał, postanowiłaś do niej zadzwonić.
- Cześć Daria! – powiedziałaś do słuchawki włączając czajnik.
- No, hej Paula. Co tam u Ciebie? – zapytała pełna optymizmu Daria, czyli musiało się wydarzyć coś pozytywnego, ale to tylko sprawiło, że miałaś jeszcze więcej wątpliwości.
- Szkoda gadać, lepiej opowiadaj co u Ciebie. – rzuciłaś wyciągając kubek z szafki, który chyba jednak nie chciał z tobą współpracować i spadł na płytki. Cholera jasna! – przeklęłaś w myślach.
- Paula? Coś się stało? – zapytała z troską w głosie twoja przyjaciółka.
- Nie nic, stłukłam kubek, nieważne. Więc co u Ciebie? - zapytałaś ponownie.
- Nie mam raka, lekarze w Polsce pomylili wyniki, to tylko anemia, przestałam brać leki.. sama rozumiesz. A u Ciebie na pewno wszystko okej? – powiedziała twoja przyjaciółka, ale z każdym słowem była co raz poważniejsza. Widocznie podejrzewała, że sobie nie radzisz.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! To świetnie. Tak, na pewno, po prostu rodzice za chwilę przyjadą i trochę się boję. A co robicie?– powiedziałaś wyciągając następny kubek z szafki, ale teraz już ostrożniej.
- Zwiedzamy sobie Berlin. Przyjedziemy za dwa dni. – powiedziała Daria. Boże, całe dwa dni, zanim z kimś porozmawiasz. Chociaż w sumie nie chciałaś zawalać Darii swoimi problemami, wystarczająco dużo miała swoich.
- Muszę kończyć, rodzice przyjechali, trzymajcie się tam, a! Zbyszek przywiózł twoje ubrania do mnie, także jak przyjedziesz to sobie je odbierzesz. I róbcie dużo zdjęć w Berlinie, zawsze chciałam zobaczyć to miasto.
- Jak się w końcu zejdziesz z Jochenem, to będziesz Berlin znała jak własną kieszeń! – usłyszałaś jakiś głos w tle. Michał! Ty cholero. – pomyślałaś. Nie dało się o nim nie myśleć, a przynajmniej ty tego nie potrafiłaś.
-Dobra, kończymy! Trzymaj się tam, i nie daj się! – powiedziała Daria i się rozłączyła. Byłaś w rozsypce. Znowu Jochen, Jochen, Jochen! By go drzwi ścisły! Pojawił się znikąd i nie chce zniknąć! Jeszcze, żeby mieszkał w Jastrzębiu… ale nie! Musi być w tym cholernym Rzeszowie tak daleko od ciebie! Rodzice wcale nie przyjechali, chciałaś po prostu skończyć tą rozmowę, zanim Michał coś chlapnie, ale oczywiście nie zdążyłaś, a by go gęś kopła!


- Michał, wracamy jutro albo nawet dzisiaj do Jastrzębia. – powiedziałaś patrząc na niego.
-Dlaczego? Coś się stało z Pauliną? Ma jakiś problem? – zapytał przestraszony Michał.
- Wydaje mi się, że tak, ale nie chce o tym mówić. Kim jest ten cały Jochen? –zapytała Daria zdezorientowana.
- To jest kolega Simona, gra w Resovii na ataku, poznali się na imprezie u Simona, kochają się oboje, ale nie potrafią się zejść, bo są sierotami. Z tego, co Simon mi powiedział Jochen przyjechał do Jastrzębia, ale był tylko jeden czy tam dwa dni i wyjechał. Nikt nie wie o co chodzi, Jochen nic mu nie mówi, a znasz Paulinę. Pewnie nie chce nas martwić. Wracamy dzisiaj? - zapytał.
- Wracajmy. Muszę jej pomóc. – powiedziałaś.
- Musimy jej pomóc. – poprawił Cię Michał.
Wróciliście do mieszkania, nie posłuchaliście Ireny, która za wszelką cenę chciała was zatrzymać i wyjechaliście na lotnisko. Kupiliście bilety i trzy godziny później byliście już na miejscu. Samochód Michała był u Pauliny, a nie mogliście jej teraz poprosić o pomoc, ze względu na to, że jej rodzice byli w jej domu. Nie wiedzieliście co zrobić, zamawiając taksówkę zbankrutowalibyście.
-Zadzwonię do Simona. – powiedziałeś. Wykonałeś jeden telefon i dzięki Bogu, Simon się zgodził. Postanowiliście pójść na obiad, bo zanim Simon dojedzie to minie trochę czasu.


- Mamo! Tato! Jak ja was dawno nie widziałam! – zawołałaś, od razu kiedy tylko zobaczyłaś jak zaczęli wychodzić z pociągu. Zaraz do niech podbiegłaś i nie patrząc, że torujecie przejście innym. Byłaś szczęśliwa, że w końcu do ciebie przyjechali. Ty przez swoją pracę, nie mogłaś wyjeżdżać z swojego miasta.
- Kochanie, bo nas udusisz. – usłyszałaś zachrypnięty, ale miły dla ucha głos swojego taty. Twoi rodzice nic się nie zmienili. Mama miała dalej, ładne i zadbane jasne włosy, lekko podkręcone do barków. Okulary z delikatną oprawką siedziały idealnie na jej zadartym nosie, a spod szkieł patrzyły mądre szare oczy, przyozdobione dawką zmarszczek naokoło. Ubrana elegancko, jak przystało na dawną prawniczkę. Zawsze dbała o swój wygląd, niektóre matki mogły barć z niej przykład. Tata również nic się nie zmienił. Dobrze zbudowany jak na swój wiek mężczyzna, z mocno zarysowaną szczęką oraz brązowymi włosami. Lekko orli nos oraz wąskie usta. Miał na sobie zielono szarobiały sweter w paski, oraz ciemne spodnie, które podtrzymywał masywny pasek.
- Tak się za wami stęskniłam. – uśmiech nie schodził ci z twarzy. – Chodźcie, zwiozę was do domu...
- Córeczko, bo widzisz, jest jeszcze jedna sprawa, o której ci nie powiedziałam. – przerwała kobieta. Spojrzałaś trochę na nią zdziwiona, ale pokazałaś dłonią, żeby mówiła dalej. – Wynajęliśmy pokój gościnny pewniej osobie i ona musiała pojechać z nami, z powodu rodzinnych.  Mam nadzieję, że się polubicie. Jest to młody i miły młodzieniec. Za chwilę powinien się pojawić, poszedł zabrać bagaż.


Cała aż kipiałaś ze złości. Chciałaś porozmawiać z mamą, opowiedzieć jej co się dzieje i poprosić o radę, a ona przyjeżdża z jakimś chłopakiem, który od momentu kiedy pojawiał się na horyzoncie wprost z tobą filtrował. I ten zadowolony uśmiech mamy, kiedy zobaczyła zdziwienie na twojej twarzy. No dobra, on był nawet ładny. Brązowe, krótko przyszczyżone włosy, głębokie oczy tego samego koloru. Wąskie, ale ciemne usta, i zadarty nos. Lekko umięśniony, w niebieskiej koszuli oraz jasnych spodniach. Boże, czułaś się tak, jakby cały świat był przeciwko tobie. Ale nie miałaś teraz głowy, żeby się nad tym zastanawiać. Rozumiałaś, że mama chciała dla ciebie jak najlepiej, najwyrażniej nie rozumiała, że wymusza wtedy na tobie jej własne zdanie. Kochałaś ją, jak nikogo innego, bo to w końcu twoja rodzicielka, ale ostatnio tak dużo się dzieje. Nie wytrzymałaś napięcia i wybuchałaś w drodze do domu, po tym jak chłopak powiedział coś głupiego, co miało cię rozśmieszyć. Odwiozłaś ich do domu w totalnym milczeniu, nie przejmując się zszokowaną miną matki, zaciśniętymmi ustami ojca z zdenerowowania. Teraz jechałaś ulicą. Nawet nie wiedziałaś ile czasu i dokąd. W samochodzie zaczęła lecieć piosenka Brainstorm - She's my love, a na znaku drogowym zobaczyłaś napis „Rzeszów”. Nie było odwroty, wiedziałaś już co musisz zrobić. Potrzebowałaś szczerej rozmowy. 

------------------------------------------
Wena jest okropna. Raz przychodzi, raz odchodzi. 
Jak widziecie, robi się małe przemoblowanie na bologu. 
Będzie zmieniona jeszcze szata graficzna, oraz dodamy parę nocwych stron, aby wszystko było mnie więcej przejrzyste. 

pozdrawiamy
K i E 
`niebieskamalina

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. noo w końcu coś nowego ;) świetny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cuudowny rozdział! Więcej, więcej, pragnę więcej ;D Podoba mi się tu, oj podoba ;) /G.

    OdpowiedzUsuń