„Tęsknota do pieca to ciężka choroba dla bałwana.”
Hala
Podpromie. Większa, niż Ci się wydawało. Przytłaczała Cię nieco swoją
wielkością. Nie miałaś jednak czasu myśleć na ten temat. Wysiadłaś z samochodu
jak błyskawica. Nagle rozdzwonił się twój telefon. Próbowałaś znaleźć go w
torebce, ale z marnym skutkiem. W twojej torebce zawsze panował burdel.
Zobaczyłaś kto dzwoni.
Fabian, cholera! – pomyślałaś i odebrałaś.
- Czego
chcesz? – zapytałaś ze złością w głosie.
- Chciałem
pogadać, kotku, nie denerwuj się.
- Nie
mów do mnie kotku. I wynoś się z mojego domu, plancie. – powiedziałaś i rozłączyłaś się. Kipiałaś ze
złości. Rodzice sprowadzili jakiegoś typa tylko po to, żeby Cię z nim zeswatać.
Byłaś bliska płaczu. Jednak udało ci się powstrzymać i wejść do środka. Po drodze
musiałaś natknąć się na ochroniarza, przecież jesteś dzieckiem szczęścia.
- A pani
dokąd? – zapytał starszy pan z brodą. Miał przyjazną twarz. Miałaś nadzieję, że
Cię wpuści.
- Szukam
hali... Wiem, że trening jest zamknięty, ale to sprawa życia i śmierci.
-
Przepraszam panią, ale nie mogę pomóc. – spojrzał na ciebie z troską. – Gdybym
wpuszczał tutaj wszystkie fanki, to powstałby chaos. Rozumie pani? – zapytał.
-
Rozumiem... ale nie mógłby pan zrobić wyjątku? – odpowiedziała, robiąc kocie
oczy.
- No
dobrze, ale powiedz mi dziecko, który to? Niech ja go dopadnę! Niech ja go
dopadnę! Żeby dziewczyna za nim jeździła! I to jeszcze z Jastrzębia! – zaśmiał
się lekko, żeby załagodzić swoje słowa.
- Jochen
Schops. – uśmiechnęłaś się lekko, trochę niepewnie. – Ale jestem tutaj z swojej
głupoty.
- Ach,
te baby. Najpierw facet ble, potem facet wróć, później znowu facet ble i facet
wróć! Ale teraz takie czasy. Za moich, to jak się kobiecie powiedziało, że się
ją kocha, to od razu w ramiona wpadała... Ach, ta młodzież. – ględził i ględził
jak katarynka, prowadząc cię do pod hale. – Zawołam trenera, ale ty będziesz
musiała go przekonać. – dodał staruszek i zniknął. Chwilę później przed twoimi
oczami stanął sam trener Kowal, a ochroniarz szepnął ci tylko „powodzenia” i
odszedł zająć się swoimi obowiązkami.
- Dzień
dobry. Pani do Jochena? – skinęłaś, lekko podenerwowana, głową. – Z nieba mi
pani spada! To już kolejny trening na którym Jochen gra jak jakaś sierota! Ale
nie pokazuj się do końca spotkania. Zobaczysz co on wyprawia, bo ja już nie mam
do niego siły. – mówił ja najęty prowadząc cię w stronę trybunów. – Podaj mi
swój numer, wyślę ci smsa, żebyś zeszła na dół, do nas.
Wszystko co się teraz działo było
dziwne i nieprawdopodobne, jak jakaś bajka, czy też sen. Twoje życie zmieniło się diametralnie od momentu,
kiedy Daria spotkała Zbyszka, a ty zaprzyjaźniłaś się z Michałem. Spotkać
samych sławnych siatkarzy, to już było coś, a co dopiero mieć jednego za
swojego chłopaka, czy jak go tam nazwać. Rzeczywiście grał kiepsko, a chyba
nawet to słowo było za słabe, żeby wyrazić jego poziom umiejętności w
dzisiejszym treningu. Trener co chwila coś do niego mówił, tak samo jak reszta
chłopaków z drużyny. Po tak długim obserwowani ich gry dostałaś smsa, że masz
zejść na dół. Zeszłaś na hale. Trener zawołał zawodników do siebie, a nikt nie
wiedział o co chodzi. Patrzyli na ciebie trochę zdezorientowani, a zarazem
ciekawi, a Jochen nawet cię nie zauważył, tylko kozłował piłkę w kącie boiska.
-
Schops, ciebie też wołałem! – wydarł się na niego trener Kowal, a kiedy on nie zareagował i dalej stał tam gdzie stał, a
odgłos piłki o parkiet stał się denerwujący, zaczął swoją przemowę. Nie
wytrzymałaś i rzuciłaś się mu na plecy.
-
Lotman! Złaź! – usłyszałaś tylko jego poirytowany głos.
„Czas
przelicytował wszystkich zalotników i został najwierniejszym kochankiem.”
- Długo
jeszcze musimy czekać? – zapytała Daria. Byłaś zdenerwowana i poirytowana.
Czekaliście, na tego kolegę Michała, nawet nie pamiętałaś jego imienia, tak
długo, że zdążyliście zjeść obiad, przeszliście się po mieście i wyjaśniliście
jakiemuś facetowi jak gdzieś dojść. Nogi cię bolały, nie byłaś przyzwyczajona
do tak dużego ruchu, przeważnie do niego stroniłaś, ale o dziwo, mimo iż
słodycze były twoją ulubioną przekąską, byłaś chuda. Michał wręcz przeciwnie.
Niczym się nie przejmował i ciągle uśmiechał się jak głupi do sera, co jakiś
czas wybuchał niepohamowanym śmiechem i miał gdzieś, że się zachmurzyło. Tylko
czekać, aż buchnie deszczem, a ty będziesz wyglądać jak mokra kuna.
- Nie
mam pojęcia. – odpowiedział ci, głupio się szczerząc. Bo przecież, jest tyle
szczęścia na świecie, ludzie co chwila giną, dzieci głodują, a on potrafi się
uśmiechać! Takiej osoby to ze świeczką szukać.
- Jeżeli
on nie przyjedzie w ciągu piętnastu minut, to... to... ach, no nic teraz nie
wymyślę, ale na pewno zrobie mu cos zlego. - nadęłaś śmiesznie policzki i
założyłaś ramiona na piersiach. Udałaś przysłownego „focha”. Simon wreszcie
przyjechał, a ty na szczęście przypomniałaś sobie jego imię, parę chwil przed
jego pojawianiem się. Wsialiście do samochodu i ruszyliście w kierunku
Jastrzębia -Zdrój.
- Masz
szczęście. Zdążyłeś w ramie czasowej. – zaśmiał się Michał, po paru minutach
jazdy.
- Hę? –
ach, te piękne nieartykułowane dźwięki, jest ich tak dużo, a tyle wyrażają.
- Daria,
dosłownie dziesięć minut temu powiedziała, że jak nie przyjedziesz w ciągu
piętnastu minut, to zrobi coś złego. – mówił dalej wesoło pasażer. Simon
zerknął na ciebie przez wsteczne lusterko, a ty wystawiałaś mu język, na co on,
zareagował cichym rechotem.
-
Rzeczywiście, musiałbym uciekać gdzie pieprz rośnie. – uśmiech nie znikał mu z
twarzy.
- Nawet
w Indiach bym cię znalazła. – teraz to ty się zaśmiałaś, kiedy on zrobił zdziwioną
minę. Nie zauważył nawet, że światło zmieniło się na zielone, a kierowcy
zaczęli na niego trąbić i wrzeszczeć. Gdy się w końcu opamiętał, ruszył z
piskiem opon, a ty wybuchłaś zdrowym i zaraźliwym śmiechem. Cała droga, mim iż
była długa, a samochód co chwila podskakiwał, przez jakże niesamowitą jakoś
dróg w Polsce, minęła wam w dobrym humorze, tematów do rozmw nie brakowało.
Kiedy byliście już w Jastrzębiu Daria poprosiła, żeby Simon zawiózł ich pod dom
Pauliny, bo w końcu tam był samochód Michała.
- Dzięki
Simon, mam u ciebie dług wdzięczności. – powiedział siatkarz, wysiadając z
auta. Ty się ładnie pożegnałaś i poszłaś w stronę drzwi wejściowych.
Zadzwoniłaś dzwonkiem, bo w końcu jakaś tam kultura obowiązuje. Otworzyła je
mama twojej przyjaciółki, ale nie byłaś zdziwiona, bo przecież mówiła ci przez
telefon, że przyjechali.
- Dzień
Doby! Dawno pani nie widziałam. Czy jest może Paulina? – czułaś się jak jakieś
małe dziecko przy tej kobiecie, zawsze tak było. Ta kobieta otaczała się
zdystansowaną otoczą, z tego co pamiętasz, była ona wielką pedantką.
- Och,
dzień dobry Dario. – Ugh... jak
oficjalnie ; pomyślałaś – Niestety Paulinki nie ma, pojechała gdzieś swoim
samochodem. Jak wróci to przekazać jej coś ważnego? – spytała się ciebie, lekko
się uśmiechając.
- Nie,
nie trzeba, tak właściwie to przyjechałam odebrać samochód i swoje rzeczy. –
odpowiedziałaś, również uśmiechając się, lecz szczerzej.
- Ach,
tak... W takim razie wchodź, moja droga. – otworzyła drzwi szerzej. Dziewczyna
przeszła koło niej i zaraz poszła po swoje rzeczy do pokoju gościnnego. Miałaś
nadzieje, że tam są i, tam, ku dziwu, właśnie je znalazłaś. – Może zostaniesz
na podwieczorku i poczekasz z nami na Paulinę? – grzecznie jej odmówiłaś,
tłumacząc się, że ci się śpieszy. Wzięłaś jeszcze kluczyki, które wisiały na
gwoździu wbitym w ścianę. Powiedziałaś „do
widzenia” i wyszłaś, kierując się do garażu. Koło niego czekał na ciebie
Michał.
-
Pauliny nie było, pojechała gdzieś. – rzekłaś do niego, trochę zdezorientowana.
– Wiesz, gdzie mogła pojechać? – byłaś zła na siebie, że oddaliłaś się od
swojej przyjaciółki przez te kilka miesięcy, przez co nie miałaś pojęcie gdzie
mogła pojechać. Przez sam ten fakt, ciśnienie ci podskoczyło.
- Nie
mam pojęcia, ale jest przecież dorosła, da sobie radę, prawda? – odpowiedział,
uśmiechając się pocieszająco.
- No,
jakby nie patrząc. – otworzyłaś drzwi do garażu i podałaś kluczki od samochodu
Michałowi. W drodze do twojego domu się ocknęłaś. – Ja nie chcę tam jechać. –
twój głos był pełen obawy. Nie patrzyłaś na swojego rozmówcę, próbowałaś się
skupić nad krajobrazem za oknem, który był ci tak znany, a zarazem
znienawidzony.
Spojrzałeś
na nią trochę zdezorientowany, bo do końca nie wiedziałeś o co jej chodzi.
Dopiero po chwili, uświadomiłeś sobie, że nie chce jechać do swojego
mieszkania. Nie odpowiedziałeś nic, pozwoliłeś jej trwać w milczeniu. Cisza
jaka panowała między wami była zarazem zbawienna, jak i trująca. W końcu, jak
człowiek nie ma co rozbić, to zadaje sobie głupie pytania, na które sam nie zna
odpowiedzi, a zamiast spróbować na nie odpowiedzieć, zadaje kolejne i jest ich
w końcu tak dużo, że nie chce znać odpowiedzi. Woli żyć w niewiedzy, bo
przecież ona jest zbawienna, a ciekawość prowadzi do piekła. Jednak, czy życie
w ciągłym przekonaniu, że wszystko się nam nie uda, że to i tak nic nie da,
jest właściwe? Bo przecież gdyby nie ta ciekawość różnych rzeczy, ludzie dalej
byli zacofanie i myśleli, że Ziemia jest płaska i to Słońce krąży wokół niej.
Trzeba poznawać nowe rzeczy i pozwolić zaspokoić ciekawość, ale z umiarem. Bo
co za dużo to nie zdrowo. Skręciłeś w pewną uliczkę, pełną jednorodzinnych
domków. Zatrzymałeś się przy jednym z nich. Czarna brama odgradzała od białego,
małego domu, z czerwonym czterospadowym dachem oraz ogródkiem, w którym było kilka drzew i
krzaku, a ze względu na porę roku, na trawie był kolorowy dywan zrobiony z
liści. Wjechaliście na podjazd, dalej ze sobą nie rozmawiając. Tak samo
udaliście się do domu Michała.
- Chcesz
coś do picie? – zapytał w końcu chłopak.
-
Herbaty, ale jak powiesz gdzie co jest, to sama zrobię. – odpowiedziała,
uśmiechając się nieśmiało.
- Jak
chcesz, czuj się jak u siebie, szperaj w półkach, otwieraj co chwila lodówkę,
nie bój się wchodzić do jakiegoś pomieszczenia szukając łazienki.- dziewczyna popatrzyła
na ciebie trochę zdziwiona, dopiero po chwili uśmiechnęła się szeroko na te
słowa. - Zaniosę to do twoje pokoju i
zaraz przyjdę z powrotem. – za wszelką cenę chciałeś, żeby nie czuła się tutaj
skrepowana. Ludzie przeważnie tak mają, że jak nie są w swoich czterech
ścianach, boją się wszystkiego, nawet ruszania, dlatego za wszelką cenę
chciałeś, żeby się oswoiła. Zaniosłeś jej rzeczy do pokoju gościnnego i
wróciłeś, akurat kiedy zalewała wrzątkiem tytki z herbaty w kubku. – Jak
chcesz, to możemy obejrzeć jakiś film, chociaż ja, wolałbym się umyć. –
zaproponowałeś, a z twoich ust nie znikał uśmiech.
„Jesteś
jedyna w całym mieście, łaskawy zrządził los, że chciałaś mieć mnie w domu na
jesień.”
-
Lotman, złaź! – powiedziałeś wkurzony. Nic ci nie wychodziło, Paula nie dawała
znaku życia. Tęskniłeś za nią jak cholera, ale wiedziałeś, że musisz się
pozbierać. Prędzej, czy później, ale to prędzej nie nadchodziło.
-
Naprawdę jestem taka ciężka jak Lotman? – zapytała dziewczyna, która zasłoniła
Ci oczy. Dopiero teraz poznałeś jej perfumy. Dopiero teraz poznałeś ją. Twoją
Paulinę. Zeszła ci z pleców i stanęła przed tobą. Cała drużyna „słuchała
trenera”, a tak naprawdę, to przyglądali się wam. Trener zresztą udawał, że coś
mówi. Też się przyglądał z zainteresowaniem, co się za niedługo wydarzy.
- Cieszę
się, że cię widzę. Musimy porozmawiać. – powiedziałeś do niej z uśmiechem.
Zastanawiałeś się co dziewczyna chciała zrobić i dlaczego tutaj przyjechała,
albo co ją ku temu popchało.
- Możesz
przestać gadać i w końcu mnie pocałować? – spytała Paulina. Zdziwiło cię to,
jednak miejsce tego uczucia zaraz zajęło inne. Szczęście. Od razu wykonałeś to,
o co cię poprosiła. Koledzy z drużyny zaczęli gwizdać i krzyczeć na przemian:
- Oooo!
-Boże, w
końcu ktoś go ogranie.
-
Gorzko, gorzko!
Kiedy
oderwaliście się od siebie, usłyszeliście: „
Nie pijemy wódki, nie pijemy wódki, pocałunek był za krótki!”. Strzeliście
sobie face palma i przykuliście się do siebie.
-
Trenerze? – zapytałeś i popatrzyłeś na niego błagalnym wzrokiem. Wokół
zapanowała cisza jak nigdy.
- No,
już, bo się rozmyślę.
„
Bo razem raźniej nam rozegrać, tak dziwnie rozdane karty.”
Był już
wieczór, kiedy zaczęliście oglądać film. Jakaś komedia romantyczna. Michał
poszedł naszykować popcornu, a Daria zaczęła się bawić swoimi mokrymi jeszcze
włosami, które już pomału zaczynały schnąć i z prostych zmieniać się w lekkie
fale. Po pary minutach do pokoju, który miał robić za salon, wrócił chłopak z
gorącą kukurydzą, która pod wpływem temperatury zmieniła się w pyszną
przekąskę.
- Już
posoliłem. – powiedział do dziewczyny, opadając koło niej na sofę, a kiedy już
to zrobił, włączył telewizor. Brązowooka uśmiechnęła się do niego i zaczęła
podjadać popcorn. Film mijał w wesołej atmosferze. W którym momencie, kiedy
przysmaku zostało mało, Michał zaczął rzucać w Darią przysmażaną kukurydzą.
Bawiliście się tak i głośno śmialiście, aż do napisów końcowych.
- Jak
się skończył film? – zapytał się Michał.
- Nie
mam pojęcia, ale pewnie było szczęśliwe zakończenie, jak zawsze. –
odpowiedziała ci, dalej się uśmiechając. Minęło parę chwil milczenia.
- Daria,
wiem, że to pewnie nie najodpowiedniejszy moment, ale muszę ci powiedzieć coś
ważnego. – dziewczyna chciał mu przerwać. – Proszę, daj mi dokończyć. Wiem, że
minął dla ciebie trudny okres w życiu i wiele podejmowanych przez ciebie
decyzji źle się skończyło. Jednak, już nie mogę tego ukrywać, bo mogłabyś się
potem czuć oszukana. Nie wiem co to jest za uczucie, którym cie darze, ani nie
oczekuję odpowiedzi od razu, bo to jest ważna sprawa. Ale mimo wszystko, mimo
tego, że nie wiem jak zareagujesz oraz mimo tego, że te parę słów może wszystko
zniszczyć. Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Nie
mogę teraz powiedzieć, że cię kocham, bo nie jestem pewien, jednak na pewno,
znaczysz dla mnie wiele.
miło, że nowy rodział się pojawił :) Świetny jest!
OdpowiedzUsuńCzekałam na kolejny rozdział! w końcu jest :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super :)
Zapraszam na: http://lifecansurprise.blogspot.com/
Ah.. wyznanie Michała ;) Cieszę się, że nie wyskoczył z tekstem "Kocham Cię" a tak ładnie powiedział ;) Mam nadzieję, że Daria i Michał będą mieli piękną, WSPÓLNĄ przyszłość ;) /G.
OdpowiedzUsuńhttp://time-forlove.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie!