środa, 5 czerwca 2013

Dwudziesty rozdział


„Głupia, głupia ta nasza historia.”


- Paulinka! – przez nagły krzyk, jaki dotarł do twoich uszu, o mało nie wylałaś na siebie gorącą herbatę.
- Tak, Jochen? – zapytałaś, szukając jakieś ścierki do wytarcia mokrej podłogi. Usłyszałaś głośny tupot stóp.
- Widziałaś gdzieś mój krawat? Znaczy wiesz, ten taki czarny... – obejrzałaś się na niego i prawie wybuchałaś śmiechem. Był ubrany w sztywne czarne spodnie i białą koszulę. Podeszłaś do niego i objęłaś czule ramieniem jego kark.
- Nie musisz się tak stroić. Wystarczą zwykłe jeansy i koszula. – powiedziałaś kierując się do garderoby.
- Jesteś pewna? – zapytał. Odwróciłaś się do niego przodem i zaczęłaś się śmiać widząc jego zdezorientowaną minę.
- Tak, jestem tego pewna w 100 %. I nie stresuj się tak, oni nie gryzą.
- Ale jestem od ciebie starszy, trzy lata to jednak jest dużo. – powiedział, nerwowo gryząc dolną wargę.
- Trzy lata są idealne. – przytuliłaś się do niego – Będzie dobrze, idź się przebierz. Poczekam i pojedziemy. – powiedziałaś i objęłaś go dając mu całusa w policzek i poszłaś do kuchni.


- Paulinka! – usłyszałaś i pokręciłaś przecząco głową.
- Tak, kochanie? – zapytałaś słodko, choć tak naprawdę byłaś lekko poirytowana.
- Czyim samochodem jedziemy? Może moim? – zapytał twój mężczyzna.
- Raczej nie. Jedziemy moim. Odwiozę cię potem z powrotem, potrzebuję cię odwiedzać! Wiesz, że będzie ciężko tak na odległość?
- Wiem, ale coś wymyślimy, zobaczysz...
- Będziemy rozmawiać na skype. – powiedziałaś pocieszając samą siebie.
- Chyba mam lepszy pomysł, ale na razie chodź, musimy jechać.


- Cześć mamo! Cześć tato! – przywitałaś się z nimi. – To jest Jochen. – uśmiech nie znikał ci z twarzy. Nagle zza pleców twoich rodziców wychodzi Fabian. Mina ci zrzedła.
- Wyjdź stąd! – wykrzyczałaś. Jochen objął cię ramieniem, żebyś była spokojniejsza.
- Fabian, wróć do domu. – powiedziała twoja mama, a on wziął walizki i wyszedł bez słowa.
Reszta kolacji minęła spokojnie. Znaczy nie obyło się bez paru śmiesznych wpadek, jak wylanie soku na obrus, zapomnieniu jak się nazywasz i powiedzenie coś głupiego i nie na miejscu. Ale Paulina była cały czas z tobą i to było najważniejsze. Wspierała cie w każdym momencie i pomagała w trudnych sytuacjach. Wszystko się wreszcie poukładało. Nie wypadłeś źle. Tak ci się przynajmniej zdawało.


- Zostańcie jeszcze troszkę. - powiedziała mama Pauliny (w domyśle twoja przyszła teściowa).
- Nie mamo. Musimy już wracać do Jastrzębia, Jochen ma treningi i nie może sobie tak labować. - powiedziała twoja dziewczyna. Boże, jak to brzmiało. T W O J A D Z I E W C Z Y N A. W końcu. Cieszyłeś się niesamowicie z tego, że masz ją tutaj przy sobie, że po prostu jest twoja. Wróciliście do domu Pauliny w Jastrzębiu i leżeliście na łóżku myśląc o przyszłości.
- Paula, jak sobie wyobrażasz przyszłość? - zapytałeś bawiąc się jej włosami. Leżała na twoim torsie i było ci tak cholernie dobrze, że mógłbyś tak leżeć aż do końca świata i trzy dni dłużej.
- Zamknij oczy! - powiedziała. Zamknąłeś oczy. - A teraz wyobraź sobie łąkę otoczoną górami. I gdzieś na tej łące wielki dom z cudownym ogrodem i psem. I dwójką dzieci. I tobą. I mną. Tak sobie wyobrażam naszą przyszłość. - powiedziała. Rozmarzyłeś się.
- Ej, ale ja chcę czwórkę dzieci! - powiedziałeś. Uwielbiałeś dzieci. Mógłbyś zostać opiekunem w przedszkolu, jednak dzieci chyba bałyby się takiego mamuta.
- To sobie je sam urodzisz! - powiedziała obracając głowę w twoim kierunku. 
- Ej, no jak. - powiedziałeś. - Chcę czwórkę. 
- A ja dwójkę.
- Czwórkę.
- Dwójkę.
- Trójkę. - powiedziałeś i uśmiechnąłeś się do niej uroczo.
- Dobra. Niech Ci świeci. Trójka, ale ani jednego więcej, dobra? - zapytała.
- Zobaczę co się da zrobić. - powiedziałeś i poruszałeś charakterystycznie brwiami.
- Joooooooooooooooooooooochen, no weź! - powiedziała.
- Też Cię kocham. - powiedziałeś i pocałowałeś ją w czubek nosa.
- A Ty? Jak sobie wyobrażasz naszą przyszłość? - zapytała.
- Mniej więcej tak jak Ty...... tylko z czwórką dzieci. - powiedziałeś śmiejąc się pod nosem.
- A ten znowu swoje.




*Kilka dni później*


„Bo tu chodzi o to by od siebie nie upaść za daleko, kiedy drugie długo nie widzi pierwszego.”


Jastrzębie powitało cię tak samo jak zwykle. Nudno, szaro i ponuro. Tak na dobrą sprawę wcale tak nie było. Po prostu nie było tutaj Shopsa, a ty ślepo zakochana nie widziałaś świata po za nim. Piękne uczucie, prawda?


Wróciłaś do swojej szarej, nudnej pracy. Ani Michał, ani Daria nie odzywali się do ciebie, a tobie nie chciało się trzymać z nimi kontaktu, przynajmniej na razie. Weszłaś wieczorem na skypa, z resztą tak jak od kilku dni. Zalogowałaś się, ale Jochena nie było, więc zeszłaś. Miałaś ciężki dzień w pracy, dlatego też postanowiłaś zrobić sobie relaksującą kąpiel. Siedziałaś w wannie ponad godzinę. Odpoczęłaś tak, jak jeszcze nigdy. Jednak coś cię męczyło. Niby wszystko było w porządku, ale jednak. Twoje rozmyślania przerwał telefon. Odczytałaś wiadomość, wyszłaś z wanny i poszłaś zalogować się na skype.

- Cześć, księżniczko. - przywitał cię Jochen.
- Cześć, słońce! - powiedziałaś. Kiedy zobaczyłaś go w kamerce od razu poprawił ci się humor. - Powiedz mi, kiedy przyjeżdżasz? - zapytałaś. Widząc go, wiedziałaś już co było nie tak. Tęskniłaś. Cholernie.
- Wiesz.. Wróciłem do domu jakieś trzy dni temu, więc.. hm.. jakoś nieprędko. Może uda mi się wyrwać, za jakieś dwa tygodnie.. - powiedział.
- Dwa tygodnie? - zapytałaś. - To strasznie dużo. Zwiędnę. - powiedziałaś uśmiechając się delikatnie.
- Nie więdnij! - powiedział i zaczął się z ciebie śmiać. - Przeprowadź się do Rzeszowa.
- Kpisz czy o drogę pytasz? Przecież nie mogę zostawić wszystkiego co tutaj mam.. - powiedziałaś w głębi duszy zastanawiając się nad tą propozycją.
- Tak tylko.. Chciałem kiedyś rzucić dla ciebie Rzeszów, pamiętasz? Nie zgodziłaś się wtedy.. Przecież nie możemy wiecznie żyć na odległość. - powiedział. I miał rację. Cholerną rację.
- To nie jest decyzja, którą można podjąć od tak sobie. Nic nie jest takie proste, jak na początku się wydaje Jochen. Muszę to przemyśleć i dam ci znać, za jakiś czas.






*Kilka tygodni później*



„W naszym mieście skończyła się nuda, można wreszcie całować i brać.”

Stukot obcasów odpijał się echem od ścian korytarza, którym teraz szłaś. Znajdowałaś się w jednej z najlepszych restauracji w Jastrzębiu. Uważnym wzrokiem rozglądnęłaś się po sali i zatrzymałaś wzrok na odpowiednim miejscu. Uśmiechnięta od ucha do ucha podeszłaś do stolika.
- Stęskniłam się za tobą. - pocałowałaś go w policzek i usiadłaś naprzeciwko niego. 
- Ja za tobą też. Dawno się nie widzieliśmy. Za chwilę porozmawiamy, ale najpierw zamówmy coś do jedzenia, bo jestem głodny. - on też się uśmiechnął. Chwilę później stanął przy was kelner. Tak szybko jak się pojawił, tak szybko odszedł. Zamówiłaś specjalność dnia. - Przemyślałaś wszystko? - zapytał się ciebie. Odwlekałaś chwilę odpowiedzi, pijąc wino z kieliszka. Dalej nie byłaś co do tego przekonana, ale decyzje już podjęłaś i jej nie zmienisz.
- Tak. Przeprowadzę się do ciebie. - uśmiechnęłaś się uroczo. Byłaś szczęśliwa, ale się bałaś. Bałaś sie tego co będzie jutro, za tydzień, za miesiąc. Jak to wszystko wytrzyma. Jak dacie sobie radę, kiedy jednej osoby prawie wcale nie ma w domu.
Zobaczyłaś jego radość w oczach. Był szczęśliwy.
- Cieszę się, tak ogromnie się cieszę. - wstał i podszedł do ciebie. Ujął twoją twarz w ręce i pocałował mocno w usta. - Jeżeli pozwolisz, mam jeszcze jeszcze prośbę.
- Tak?
- Musisz się tylko przebrać. Jest środek zimy, mega zimno, i nie chcę, żebyś się przeziębiła. A mam dla Ciebie niespodziankę. - Mam się bać?
- Nie ma czego, uwierz.

- Jochen, kocham góry, ale nie na takie zimno o godzinie 21! - powiedziałaś lekko poirytowana.
- Już tylko kawałeczek.- powiedział i mocno ścisnął twoją rękę.

Aż w końcu doszliście na miejsce. Stare ruiny zamku. Było pięknie. Było idealnie. Jakiś mężczyzna z akordeonem przewinął się i grał "Żono moja."

- Paula, zostaniesz moją żoną? - zapytał klękając na jedno kolano. Zaczęłaś się śmiać widząc jego minę.
- Tak! - powiedziałaś. - Tylko powiedz mi, skąd wytrzasnąłeś tutaj kwiaty, słoik kiszonych ogórków i tego pana z akordeonem?
- Kwiaty i słoik były w plecaku, a ten pan to nie wiem. - odpowiedział ci. - Jestem w niebie. - powiedział. - Za niedługo będziesz się nazywać Paulina Schops.
- Tak, będę. - zaczęłaś się śmiać.
Było idealnie.

*Kilka miesięcy później*



„Jestem prostym pytaniem. Ty jesteś na nie odpowiedzią."





- Myślisz, że ta może być? - pierwsza sukienka.
- Wyglądasz pięknie.
- A ta? - pięć sukienek po tamtej.
- Boska.
- A co powiesz na tą? - ostatnia jaka była w sklepie.
- Śliczna. - chwila milczenia.
- Czemu ty taki jesteś? - zapytała zdenerwowana.
- Jaki? - byłeś lekko zdziwiony.
- Nie pomagasz mi!
- Jak to nie? Przecież tu jestem u komentuje! - spojrzała na nie ciebie spod byka. - Nie moja wina, że w każdej wyglądasz ślicznie.... Zresztą założysz ją tylko raz. Nie rozumiem o co tyle szumu. - upsss.. chyba za dużo powiedziałeś, bo Paulinie zaczęło dziwnie drgać oko.
- Raz? Tylko raz!? - podniosła głos, a ty się trochę skuliłeś w sobie. Rzadko kiedy twoja narzeczona się denerwowała, a kiedy już to robiła, to zaczynała się wojna. - To będzie najważniejszy dzień w naszym życiu, a ty mówisz, że założę ją tylko raz?! Najlepiej przecież będzie jak pójdę w jeansach i za dużej bluzie, przecież to nic... - uciszyłeś ją pocałunkiem.
- Ta pierwsza była idealna. - powiedziałeś, kiedy wyczułeś, że się już uspokoiła.
- Jesteś pewien? - była teraz podejrzliwa.
- Tak, jestem pewien. - uśmiechnąłeś się szeroko i lekko pochyliłeś nad jej uchem i coś wyszeptałeś. Ta oblała się lekkim rumieńcem.
- Głodnemu chleb na myśli. - odpowiedziała i wystawiła ci język.
- Głodny, głodnemu wypomni...



*pół roku później*






„Prawdziwe szczęście bez skazy i tobie szary człowieku, zawsze może się zdarzyć.”



Szumiące fale morza rozbijały sie o brzeg. Słońce chyliło się już ku zachodowi, przez co woda nabrała pomarańczowego koloru. Piasek był jeszcze ciepły, a lekki wiaterek chłodził rozpalone ciała zakochanych. Spacerowali spokojnie, trzymając się za ręce. Co chwila na siebie spoglądali, jakby chcieli sprawdź, czy to aby na pewno nie jest sen. Za każdym razem, kiedy ich wzrok się spotykał, na twarzach pojawiały się zdrowe rumieńce i szerokie uśmiechy na twarzach.
- To był trudny czas dla nas wszystkich. - odezwała się dziewczyna.
- Ale spójrz, gdzie nas zaprowadził. - odpowiedział jej chłopka. - W końcu, każdy może być szczęśliwy. - spojrzał na nią wzrokiem, który był pełen czułości i troski. - Daria, wiesz, że cię kocham?
- Wiem, Michaś, wiem. - uśmiechnęła się szeroko. - Ja ciebie też.


*rok później*


„Mów szeptem, jeżeli mówisz o miłości.” 


Leżeliście koło siebie. Lampa na stoliku nocnym dawała nikłe światło. Było słychać lekki bzyczenie spasionej muchy, która latała spokojnie po pokoju w nocy, a w dzień za nic nie chciała dać się złapać. Na polu było już ciemno, ale ciepło. Gwiazdy migotały, a ciekawski księżyc podglądał ludzi. Przed chwilą właśnie jakaś głośna młodzież przechodziła pod waszym mieszkaniem. Zaniepokojone niechcianymi głosami, psy zaczęły szczekać, żeby doprowadzić przechodzących do zawału. Brzdęk rozwalanych koszów na śmieci oraz nagłe miauczenie kota. Gdzieś tam w oddali syrena pogotowia oraz policyjna. W Rzeszowie rzadko kiedy było cicho.


- Denerwujesz się? – odezwała się Paulina.
- Nie. Nie ma czym. – odpowiedział Jochen.
- Boże, jak to nie ma czym..- mówiła szeptem, nie wiadomo dlaczego. – Jutro jest nasz ślub. A co ja coś się nie uda?
- Wszystko się uda. Zobaczysz. – siatkarz był spokojny i można powiedzieć, że już zasypiał.
- Ale jeżeli pójdzie coś nie tak? Co jeżeli się potknę? Albo tort będzie niedobry? Albo...
- Nagle nie wiadomo skąd przyleci ufo i nas porwie. – przerwał jej. – Będzie dobrze. Będę obok ciebie.
- Zawsze?
- Zawsze.






----------------------------------------------------------------------------


Przepraszamy za zwłokę.
Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie.
Jestem bardzo przywiązana do tej historii. Jest w niej spora cząstka mojego życia. Ciężko mi się z nią rozstać i z Wami, Kochane Czytelniczki. Możecie spodziewać się jakiegoś bonusu na wakacje albo święta.
Być może niedługo wystartujemy z czymś nowym.
A tym czasem dziękujemy.
Trzymajcie się, Dzióby :)

K i E

3 komentarze:

  1. Puk, puk!
    Paulina Schops. Ladnie. Jak widac, zawsze jest strach przed poznaniem tesciow. Oswiadczyny bardzo, bardzo romantyczne, ale ja to nadal marze o takich na meczu :D Wybieranie sukni jak typowy facet, dlatego nie wiarto ich zabierac. No coz, slub bedzie napewno piekny i wypadnie idealnei, bo Jochen bedzie obok niej.

    OdpowiedzUsuń
  2. genialnie! ciekawa jestem co ciekawego bedzie na weselu ;)
    czekam niecierpliwie na kolejny
    pozdrawiam
    Pyśka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hej :) uwielbiam tego bloga, dlatego nominuję go do The Versatile Blogger
    szczegóły znajdziesz tu :)
    http://jestem-na-krawedzi.blogspot.com/p/blog-page.html

    OdpowiedzUsuń