poniedziałek, 26 listopada 2012

Drugi rozdział


„Gdy dzień na kacu po pijanej nocy...”

- O , widzę, że pan się już obudził – uśmiechnęłaś się do niego szeroko.             
-  Proszę. - wręczyłaś mu szklankę, w której roztapiała się tabletka musująca.
- Gdzie ja jestem? - spytał , dość nie pewnie. -I co.... co tu się wczoraj stało?
- Przyszedł pan do mnie, powiedział, że mnie kocha, więc powiedziałam panu, że pogadamy jutro , jednak pan chciał wejść, chciałam panu dać szklankę wody, lecz pan zasnął... – mówiłaś nieskładnie i odrobinę bez sensu. No, ale jak mu opowiedzieć, co się wczoraj stało?
- Boże, tylko nie pan.- przerwał ci, łapiąc się za głowę i kręcąc nią trochę, co nie było najlepszym wyjście, bo zaraz jego twarz wykrzywił grymas bólu. - Zbyszek jestem. – wyciągnąłeś do niej rękę.
- Daria. – odpowiedziała ściskając jego dłoń.
Pod wpływem jej dotyku, przed oczami stanęły ci wszystkie sytuacje jakie przytrafiły ci się w nocy. Na początku, nie wiedziałeś co powiedzieć, zaraz, jednak oprzytomniałeś i zacząłeś się tłumaczyć.
- Przepraszam Cię strasznie... ja, po prostu miałem zły dzień wczoraj. Od momentu, kiedy na Ciebie wpadłem, nic mi się nie układało. Zaczarowałaś mnie swoimi oczami. No i wylądowałem z Pawłem u mnie w mieszkaniu, ze zgrzewką piwa. I ja... nie wiem, co się ze mną działo, przepraszam Cię jeszcze raz.... – tym razem ona ci przerwała.
-Nic się nie stało. – spuściła wzrok, wbijając go w podłogę. – Nawet, jeżeli... byłeś
pijany..., to miło było usłyszeć te słowa od ciebie. – przy wypowiadaniu ostatnich wyrazów, podniosła wysoko głowę i uśmiechnęła się do ciebie olśniewająco.

Spojrzałeś na nią zaskoczony. „Śniło mi się to prawda? tego nie było? Ona tego nie poodwiedzała, prawda?  A może, jednak...
-Tylko wiesz... co do pewnej mogę być pewien. - przełknąłeś głośno ślinę, powoli wstając. Chwyciłeś jej dłoń, mocno i pewnie. „Teraz albo nigdy.” - Podobasz mi się,- całujesz dziewczynę w usta, nie czekając na jej odpowiedz.

Zdziwiona twoją postawą dziewczyna na początku nie wie, co ma zrobić. Jednak odwzajemnia twój pocałunek. Pociągasz ją. Twoje tęczówki nie dają jej spokoju. Całujecie się zachłannie, jakbyście czuli, że to już wasz ostatni pocałunek, a to, przecież dopiero początek. Odklejasz się od  jego ust i przytula do klatki piersiowej.
 -Trochę za szybko. - szepcesz mu na ucho.
-Przepraszam, możemy zwolnić - odszeptuje, zadowolony, po tym pocałunku wie, czuje, że ona nie jest mu obojętna i to, że on też nie jest dla niej kolejnym przypadkiem.
Przytulasz go jeszcze mocniej, jakby na znak tego, ile dla Ciebie znaczy. Jednak wiesz, że musisz się zebrać. „To pewnie przypadek, on ma kaca.”

Nawet nie wiesz, w, jaki sposób znalazłeś się w swoim domu. Fakt, że JĄ pocałowałeś zmienił wszystko. Uciążliwy ból głowy, nie sprawia ci żadnego problemu, żeby się ciągle uśmiechać jak głupi. Humoru, również nie zepsuł widok domu, w wręcz katastrofalnym stanie. Wszędzie walały się puszki po piwie, jakieś niedogryzane resztki pizzy i ubrania Pawła, który smacznie sobie jeszcze spał, na twojej kanapie. Nie dajesz się wyprowadzić z równowagi, kiedy widzisz, że mężczyzna ma na sobie twoją ulubioną piżamę, a jego bokserki znalazłeś na ladzie w kuchni (nie doszukujmy się, jak, one się tam zalazły, naprawdę, nie warto) ani, kiedy wchodzisz do pokoju i widzisz zupełnie nieznajomą i nieznajomego śpiących w twoim łóżku. Nie, nie będziesz dociekał co oni tu robią, no, bo kogo interesuje, że twój kolega, jak zauważył, że cię nie ma, postanowił zadzwonić do swojego znajomego, żeby potowarzyszył mu w piciu. Kiedy już byli schlani w trzy dupy... nie, naprawdę, wolę się nad tym nie rozwodzić. Za dużo, byłoby do opisywania, a was w końcu zaczęłaby boleć głowa.



„I spotkały się ich usta... Spotkały się jakimś bezgrzesznym pocałunkiem, jak bezgrzeszna jest sama miłość.”



Latasz cała w skowronkach i nie wiesz do końca dlaczego. Przecież, to był zwykły pocałunek i to w dodatku faceta na kacu. Ubierasz się szybko, spinasz włosy, pochłaniasz śniadanie i dzwonisz do menedżera Jastrzębia , chcesz zostać ich fotografem. Umawiasz się z facetem i wychodzisz z mieszkania na spotkanie, w międzyczasie dzwoni twoja młodsza siostra. Rozmawiasz z nią chwilę zapraszając do siebie na weekend. Masz cichą nadzieję , że do przyszłego tygodnia zdążysz pewnie poznać bliżej swojego sąsiada z naprzeciwka. Dochodzisz do hali sportowej, wchodzisz do pokoju z napisem menager Adam Kowalik i grzecznie mówisz „Dzień dobry”. A potem jakaś gadka szmatka i ostatecznie masz jutro na treningu porobić trochę zdjęć, które zostaną poddane ocenie, „co, to dla mnie” - myślisz. Dzisiaj słoneczna niedziela. Postanawiasz wybrać się do swojej koleżanki, aby podzielić się swoim szczęściem.

- Ten, Zbigniew Bartman?
- Tak, ten właśnie ten Zbigniew Bartman.
- Osz ty szczęściaro - mówi twoja przyjaciółka mocno cię przytulając. Czujesz, że cieszy się Twoim szczęściem, lecz wiesz, że coś ja martwi.
- A teraz dobrze, mów, co u Ciebie? – pytasz, ze sztuczną ciekawością w głosie. Jesteś, jednak zbyt szczęśliwa, by się martwić.
- A , wiesz... ja jakoś nie miałam tego szczęścia, aby wpaść w ramiona jakiegoś Zbyszka, Bartka, Michała, czy innego zabójczo przystojnego siatkarskiego mężczyznę. No i obawiam się trochę, żebyś jeszcze przez niego nie płakała. Wiesz... - przerywasz jej. Ostatnio, coś często, nie dajesz nikomu dojść do słowa. „To, przez te wszystkie emocje.” Usprawiedliwiasz się w myślach.
- Spokojnie, wszystko się ułoży. Poznam Cię z jakimś siatkarzykiem. - mówisz na pocieszenie.- Zrobisz mi masaaaż? - pytasz z wdzięcznością w głosie. Przecież, mieć koleżankę po fizjoterapii, to nie, byle co.
Rozmawiasz z nią jeszcze chwile i wychodzisz z uśmiechem na ustach i wymasowanymi plecami.

Budzisz Pawła, co było dość trudne, bo spróbujcie, to zrobić, kiedy człowiek jest zalany w trupa, ale,tam gdzie  ani jedno przekleństwo nie wymknęło ci się z ust, wręczy przeciwnie, z wielkim bananem na twarzy zrobiłeś mu jeszcze śniadanie i magiczny eliksirek na kaca. Jak pięknie jest być zakochanym, to jest uczycie, jakbyś wręcz latał w powietrzu i niczym się nie przejmował. Do realnego świata przywraca cię jednak telefon.
-Haaalo? - odzywasz się, zaraz po naciśnięciu zielonej słuchawki.
~Nie wiesz, że za „halo”; w mordę walą? - pyta głos. Od razu, rozpoznajesz, ten irytujący ton Łaski.
-Po co dzwonisz?- odpowiadasz.
-Chcę Cię tylko powiadomić, że jutro mamy trening i będzie na, nim jakaś fotografka, więc masz się postarać. To tyle. Nara. - rozłącza się, nawet nie czekając na twoją odpowiedź.




Taka złota myśl Karoliny na dziś ' miłość to zło ' :D 
ale , nie ! wcale, przecież to takie słodkie *_* 

Zachęcamy do czytania i komentowania. 

K i E
niebieskamalina

8 komentarzy:

  1. bardzo fajny blog, super się go czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, piszecie świetnie, czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ale owszem, miłość to zło : P najgorzej jak się człowiek przyzwyczai ; P dlatego robimy melanż ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Heroska , dobry pomysl z tym melanzem. ;D moze trafi nam sie jakis siatkarz (?!) ;D ;)

    Milosc istnieje tylko w opowiadaniach. ;D

    a moze jej nie dostrzegamy? ;) / Hanaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie musi wyglądac obrazek schlanego Zbyszka :D Czekam na kolejny, oby jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. No to skoro zapoznałam się z tą historią ; d . I nawet ją oceniłam to proszę o informowanie mnie ;d . Ach ten Lasko <3 . No i pijany Bartman ale cóż to już inna bajka ;p .
    Czekam na kolejny informujcie mnie ; d.
    pozdrowienia z Trójmiasta MikaxD bądź Wredota

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo fajny blog, podoba mi się :) Lecz narracja jest trochę denerwująca, nie umniejszając, gdyż język, składnie i styl pisania masz z górnej półki. Gratki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super blog zapraszam do mnie ;)
    http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń